czwartek, 16 lipca 2015

MakArena Lublin - Wszystkim to LOTTO Cup


Nie sądziłem, iż coś mnie skłoni do napisania kolejnego tekstu na tego bloga. Któż by się spodziewał jednak, iż będę świadkiem takiego wydarzenia jak LOTTO Cup na Arenie Lublin, perle Lubelskiej Architektury i nowym domu Lubelskiej piłki (wybaczcie małą literę). Ta perła zamiast zostać Perłą Export postawiła na import... podkreślmy - zupełnie nieudany.
    Gdy pierwszy raz zobaczyłem plakat reklamujący owo wydarzenie targnęło mną lekkie niedowierzanie, zachwyt nad markami drużyn jakie odwiedzą Lublin, następnie jednak płynnie przeszło w obojętność związaną ze stawką meczu. Wartość marketingowa ekip, jednak przyznam, budzi respekt. Jak im się udało ich ściągnąć? Ile zapłacili? Jak skonstruowano umowy i czy drużyny przyjadą w najlepszych składach? - Nie przyjechały. Nie ten aspekt jednak stanowił gwóźdź do trumny całego eventu.
    Zacznijmy od początku. Załóżmy, że nie masz nic lepszego do roboty w najbardziej upalny weekend od początku roku niż pójść na stadion oglądać towarzyski turniej. Jak ja. Stadion piękny, drużyny - klasa, nad jezioro chyba i tak już nie pojedziesz... trzeba kupić bilety. No właśnie... i tu zaczynają się schody.
    Dzwonię pod numer telefonu podany przez organizatorów. Jako, że nie byłem wcześniej na tym obiekcie chciałem kilka spraw sprecyzować, czego nie mógłbym zrobić korzystając z internetowego serwisu bootclic, bookclik czy jakoś tak... swoją drogą mało intuicyjny. Gdy po kilku próbach udało mi się dodzwonić, serdecznym głosem przywitał mnie kobiecy głos. Zapytałem o szczegóły dotyczące biletu rodzinnego 2+2. Uznałem, iż jeśli mam wydać 2 x 30 zł na dwa bilety dla siebie i swojej dziewczyny (cena obejmowała dwa spotkania), to może zapłacę 60 zł za bilet rodzinny i zabiorę ze sobą jakieś zajarane dziatki kogoś ze znajomych. Taki kurwa jestem dobry kolega. Nie miałem jednak pewności czy nikt nie będzie mnie prosił o odpis aktu małżeństwa i urodzenia dzieci aby zweryfikować "rodzinność" grupy. Gdy przedstawiłem swoje wątpliwości, Pani po drugiej stronie słuchawki poinformowała mnie, iż jedynym wymogiem jest aby dwie z osób imiennie wskazanych na biletach były pełnoletnie, a dwie nie. OK, fajnie, myślę sobie ale... i tu naszła mnie taka dygresja, którą postanowiłem się podzielić z moja rozmówczynią. Czy (zupełnie hipotetycznie) czterech kolegów z, dajmy na to, liceum, z których 2 ukończyło 18 lat, a dwóch jeszcze nie może kupić bilet, czy nie może? Kobita zgłupiała. Po przekazaniu "bardziej kompetentnego kolegi" ponowiłem pytanie... widocznie musiało być dla niej zbyt zawiłe. Specjalista grzecznie odpowiedział, iż nie spodziewał się takiego pytania i musi to skonsultować z przełożonym. Poprosiłem o odpowiedź przez sms. I co? I można. 7,50 zł za mecz Monaco? Nieźle. Nic dziwnego, że wychodzą takie kwiatki skoro (jestem pewien) nie dorobili się jeszcze żadnego regulaminu sprzedaży i cen biletów. Słyszał ktoś o normalnych i ulgowych? Wcześniej jednak spytałem jeszcze o to gdzie mogę kupić te bilety. Dowiedziałem się, że przez portal, o którym wcześniej wspomniałem i kasach przy stadionie. Następnego dnia ok godz. 12 pojechałem pod stadion po bilety. Kasy zamknięte. Czynne od 16. Kurwa mać! Naprawdę nie łatwiej byłoby napisać na plakacie: bilety w kasach czynne od 16 i serwisie bookuturuttut zamiast bilety: .........(adres serwisu) ........... (nr telefonu)?
    Gdy pojawiłem się już popołudniu by kupić bilety, kasę okupowało czterech francuzów, którzy za nic nie mogli się dogadać z ekipą przy kasie. Tak, tak... ekipą bo w jednym okienku siedziały bodaj 3 lub 4 osoby. Nie uważam, iż należy ich od razu wieszać za nieporadność, wszak francuz jaki jest, każdy wie. Dopóki mu się nie spieszy, na wszelkie sposoby będzie próbował dogadać się w swoim ojczystym języku. Choćby biegle znał angielski nie odezwie się w tym języku dopóki nic nieczającego rozmówcy jasny szlak nie trafi. Spodziewając się zatem mozolnej transakcji poszedłem do drugiego okienka... i idę... i idę... i idę... i doszedłem. Na drugim końcu stadionu ale.. po tej samej stronie. Czy to ma jakikolwiek sens? Na dodatek kasa zamknięta. Gdy ktoś serdeczny zorientował się jak bardzo "czekam", kasa w ciągu kliku krótkich chwil została otworzona. Poprosiłem o 2 bilety dla os.dorosłych. Chciałem zabrać dzieciaki znajomego ale wyjechał nad jezioro. Zaproponował, żebym wział ich na cały weekend, ale aż tak dobrym kolegą nie jestem. Spytałem jednak wcześniej na jaki sektor są to bilety. Niczym błyskawica uderzyła mnie natychmiastowa odpowiedź: B1 i B2. No dobra ale jakie to sektory? Narożne, usłyszałem równie prędką ripostę. Może mapka jakaś czy, coś? No cokolwiek. Nie widziałem jeszcze stadionu, który na szybce, przy kasie nie ma planu obiektu z podziałem na sektory. Po chwili jeden z obsługujących mnie panów wyjął pomazaną kartkę z plecaka, na której miał wydrukowany owy plan i wskazał mi interesujące mnie miejsca, wpisał długopisem pesele na oba bilety i poprosił o pieniądze. Na widok karty kredytowej Panowie ewidentnie zamarli gdyż terminal, którym dysponowali był odłączony i się rozładował. Jako, że się spieszyłem, zapłaciłem gotówką, a idąc do samochodu, który zaparkowałem pod pierwszą kasą minąłem wspomnianych wcześniej francuzów, których zakupy stały mniej więcej na tym samym etapie co wcześniej.
   Pomimo wstępnego obrzydzenia poziomem organizacyjnym spotkania, jako iż miałem już bilety, postanowiłem pójść na mecz. Przemycenie 3ech piw na nowoczesny stadion uznałem za trudne do wykonania, zatem postawiłem na butelki kolorowej, smakowej o pojemności 200 ml. Jako, że nienawidzę chrzczonego, stadionowego płynu o smaku piwa i spodziewałem się równie beznadziejnie przeszkolonej ochrony jak sprzedawców w okienkach postanowiłem zaryzykować. Nie uwierzycie! Pełny sukces. Mimo tego, iż byliśmy widoczni niemal z każdego punktu na stadionie, nie miałem również problemu z paleniem szlugów.
   Onieśmielające tłumy w postaci niewiele ponad tysiąca osób ewidentnie miały wpływ na zaangażowanie piłkarzy. Właściwie to nie ma o czym pisać jeśli chodzi o poziom sportowy obu spotkań. W pierwszym spotkani tj. Lechia - Shakhtar kilka razy Ukraińcy przypomnieli "na czym babcia koszyk nosi" ale bezskutecznie, a ostatecznie przerżnęli z Gdańszczanami w karnych po ponad 20 kolejkach. To był zresztą najciekawszy moment półfinałowych spotkań. Czekałem na występ Monaco. Ba, nawet dziewczyna kupiła mi szalik z tej okazji. Liczyłem na to, że ujrzę na boisku jednego z moich ulubionych rozgrywających, a mianowicie Joao Moutinho. Nic z tych rzeczy. Hannover i Monaco przywdziało drugi garnitur. Tylko najbardziej naiwni mieli nadzieję na grę Kondogbii czy Luiza Adriano, wszak obydwaj już trenują w Mediolanie ale kilka gwiazd w turniejowych klubach jeszcze zostało. Naprawdę nie dało się tak skonstruować umów by zakontraktowane ekipy wyszły w mocniejszych jedenastkach? Ciekawie było zobaczyć jak radzi sobie młody Anthony Martial i kilku innych ale trudno było nie odnieść wrażenia, że grają o pietruchę. Końcówkę zresztą pamiętam jak przez mgłę bo upał i kolorowa zrobiły swoje.
   Gdybym miał wymieniać wszystkie głupoty na jakie natknąłem się podczas tego pożal się Boże "turnieju" to nie czytalibyście tego felietonu ale całą książkę. Sektor rodzinny na rogu boiska, najdroższe miejsca na największym upale, logo Śląska zamiast Lechii na biletach, występy w przerwie odwołane ze względu na nieplanowane karne (sic!). Najlepiej jednak zapamiętam kibiców mojego "ulubionego" motoru. Po zwycięskim dla Lechii spotkaniu z Shakhtarem, korzystając z krótkiej przerwy technicznej, wyszliśmy do sklepu uzupełnić zapasy (if you know what I mean). Nagle zza drzew od strony parku wychodzi całkiem spora grupa młodych, zamaskowanych mężczyzn, ewidentnie szukająca kibiców Lechii. No nie do wiary, pomyślałem natychmiast zdejmując swoją pamiątkę z wyjazdu nad morze z szyi. Oni naprawdę liczyli na jakąś awanturę? Naprawdę? Jedynym plusem braku nadmiernej frekwencji jest to, że banda motor nie dała rady narobić wstydu. Dała radę natomiast ekipa odpowiedzialna za organizację tego turnieju. Na przyszłość zamiast bez sensu wydawać nasze (bo przecież to nasze) pieniądze na sprowadzanie rezerw Monaco czy Hannoveru polecam zrobić turniej z udziałem, dajmy na to: Lublinianki, Motoru, Łęcznej, a jako gwiazdę zaprosić Legię. Emocje gwarantowane. Stadion jeśli nie pełny to na pewno pełniejszy, a i kasy trochę w kieszeni by zostało. Bilety? Po 5zł ulgowy, normalny 10. 
   Arena Lublin umiera. Umiera od głupoty ludzi z MOSiRu, którzy konsekwentnie zabijają ten piękny obiekt. Zaplanowane koncerty Lata z Eską właśnie zostały przełożone na wrzesień ponieważ sprzedano (i tu uwaga) 200 biletów! Wejściówki będą oczywiście za darmo, ponieważ jeśli stadionu nie odwiedzi odpowiednia liczba osób trzeba będzie oddać dotacje. Nie wspominam już o farsie w postaci koncertu Geldoffa i Biohazard, z której śmiała się całą Polska.