piątek, 28 listopada 2014

Apostazja Realu

Czy istnieją jeszcze kluby, które przedkładają tradycję nad potencjalny pieniądz? Na pewno tak, jednak trudno zauważyć ten trend w drużynach ze ścisłego topu sportowego... a może przede wszystkim finansowego. Real Madryt usunął krzyż ze swojego herbu aby nie drażnić arabskiego sponsora. Póki co sytuacja dotyczy tylko herbu na nowej linii kart kredytowych, które są zarazem kartami kibica, ale jestem bliski pewności, że to dopiero początek. Przeczucia, że stanowi to niebezpieczny precedens wydają się być uzasadnione. Zabieg dziwi tym bardziej, że doszło do niego w mocno wierzącym kraju jakim jest Hiszpania. Ciekawe co na ten temat sądzą obrońcy krzyża, prawości i Jarosława, których tak wiele wśród Polaków, a z pewnością są wśród nich kibice Realu Madryt. Już nie mogę się doczekać artykułów na fronda.pl kiedy się o tym dowiedzą. Chyba sam napiszę maila z oburzeniem do Terlikowskiego. Oczami wyobraźni widzę te tytuły: "Real wyrzeka się Boga", "Cristiano Ronaldo swą grę zawdzięcza szatanowi", "Apostazja w Primera Division", "Palikot! won z Madrytu"!. Afera gotowa... pozostaje czekać i patrzeć jak płonie.

czwartek, 2 października 2014

Cycki!

Stadiony świata! Zakończyła się druga kolejka Ligi Mistrzów i nie oglądałem ani jednego meczu. Coś tam mówią ze PSG pokonało Barcelonę po spotkaniu niczym z Playstation, że Anderlecht i Galata mają powiększoną średnicę w i tak okazałym już odbycie, że Białorusini mają szanse na wyjście z grupy. Otóż oficjalnie komunikuję: pierdoli mnie to. Spędziłem środowy wieczór z fifą i Fifą, która w przeciweństwie do coraz to bardziej parszywych zielonych Amberów prezentuje się w nowej warce wyśmienicie. Dziś delikatnie wwierca się fantomowa śruba pod czaszkę "umilając" poranny przegląd prasy.
Po przekopaniu się przez opinie dotyczące nowej premier, wojnę na Ukrainie, nowe buty Rusin i pomeczowe wywiady natknąłem się jednak na przeciekawą informację dotyczą zdarzenia, które powinno nadawać kurs współczesnej promocji sportu. Oto przedmiotowe zdarzenie:

 
Widoczna na zdjęciu Pani odarta z barw klubowych to brytyjska modelka Heather McCartney. Zdarzenie miało swoje miejsce podczas finału australijskiej ligi AFL pomiędzy Hawthorne Hawks i Sydney Swans. Prawda, że wielkie marki? Nikomu w europie (właściwie to nikomu poza Australią) nazwy tych klubów nie mówią nic. Futbol australijski ogólnie dosyć ciekawa dyscyplina. Po okrągłym boisku w niesamowicie widowiskowy sposób ugania się za jajkiem 36 niedorzecznie wysokich kolesi. Niezbyt popularna dyscyplina na starym kontynencie. Wszystko to jednak ma się zmienić właśnie dzięki tej Pani. Prasa na całym świecie nagle pisze o finale, którym do tej pory pasjonowały się jedynie kangury i aborygeni.


Oczywiście na całej sytuacji najwięcej zyska Pani Heather. Wywiady, zaproszenia do sesji, programów w TV na całym świecie, a wszystko przez ten jakże błyskotliwy happening. Modelka zapytana skąd tak śmiałe zachowanie odpowiedziała (i tu jest klucz), że meczowe napięcie i darmowy alkohol jaki był podawany w trakcie spotkania sprawiły, że poniosły ją emocje. Meczowe napięcie możemy chyba skreślić... jak widać na zdjęciu, w loży, w której znajduje się nasz golasek, aż kipi od kibicowskiej atmosfery. Ale darmowy alkohol! Założę się, że nie chodzi tu o marne szczyny jakie możliwe są do kupienia u nas z zawartością alkoholu do 3,5 %.. To jest sposób na przyciągnięcie kibiców na stadiony. Dawać laskom wódę na meczach chociażby takiego Motoru Lublin. Jak się panienki zaczną rozbierać to kibic nie tylko liczniejszą grupą na stadion przyjdzie ale i potulny się zrobi. I pomyśleć, że w Lublinie na otwarcie stadionu ściągano Agnieszkę Chylińską i Tatianę Okupnik. Raz - okropnie śmierdzący i obrzydliwy telewizyjny szit. Dwa - nie taniej było zaprosić jakieś kurwy? W końcu po niedawnym zamknięciu niesławnego klubu Cocomo zaraz pojawił się nowy: Fascination. Nie działo by się tak gdyby nie było chętnych na tą najstarszą i najprostszą z uciech - Cycki. Nie sądzę, by we wspomnianym lokalu drinki były, aż tak dobre by za nie płacić po 100 zł. Chociaż z pewnością mają więcej procent niż piwo na meczu. W każdym razie rachunek mamy prosty - drink w Cocomo 100zł, bilet na Chylińską i Okupnik - 17 zł... a sport w Lublinie leży.

Nowożytnym światem rządzą cycki. To oczywisty fakt. No może jeszcze cycki i pieniądze. Każdy kasowy projekt, reklama, serial czy inny masowy produkt mający przynieść wspomniane pieniądze musi być wyposażony w cycki. Po to by je wydać w dużej mierze z pewnością też na cycki. Koło się zamyka. Cycki zawsze się obronią. Nie pamiętam kiedy oglądałem film, w którym temat cycków nie został choć przez chwilę wyeksponowany na pierwszy plan. Bywa to dosyć drażniące ale tak funkcjonuje świat. Ja też zatem idąc trendami jakimi podąża współczesność tytułuję felieton: "Cycki". Zakład, że wejdzie 10 razy więcej osób?

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Waga ciężka



Jako, że w dzisiejszym świecie zarówno piłkarskim jak i we wszystkich możliwych dziedzinach zalewani jesteśmy dyrektywami bycia fit, postanowiłem przedstawić swoisty przegląd piłkarzy, którzy mają to absolutnie gdzieś. Pizza, browar, browar, golonka – Gol. Jakże wielkiej odwagi i klasy są to zawodnicy. Mimo, iż poziom samoakceptacji w większości przypadków tych piłkarzy przewyższa ich umiejętności stricte piłkarskie to należy im się nisko pokłonić za bycie sobą oraz fakt, iż mimo bycia profesjonalnym piłkarzem nie odmawiają sobie pierdyknięcia piwka z ziomeczkami. Zaczynamy:

Mimo, iż na polskim podwórku (szczególnie na poziomie ekstraklasy) trudno znaleźć chłopaków z wyraźną nadwagą…. Ba! Coraz trudniej znaleźć kogoś nieposiadającego super modnej fryzurki. Wszak look musi być… to jednak bywają pewne wyjątki. Jednym z takich wyjątków jest Paweł Strąk. Pan Paweł ma na koncie dwa tytuły mistrza Polski oraz Puchar Polski, zdobyte z zespołem krakowskiej Wisły, w barwach której w Pucharze UEFA występował przeciwko Parmie, Schalke-04 i Lazio. Od 2012 roku jest zawodnikiem Zawiszy Bydgoszcz, w którego barwach występuje w T-Mobile Ekstraklasie. W ostatnim meczu Zawiszy z Legią doznał wstrząśnienia mózgu i nie występował od tego czasu. Ja jednak w imieniu mojej jednoosobowej redakcji życzę mu powrotu do pełnej sprawności i wielu sukcesów.

Daniel Badislav jest Rumuńskim bramkarzem. Mimo, że sportowo to dopiero czwarta liga to wagowo możemy mówić o Lidze Mistrzów – 130 kg. Praca bramkarza jest w swoich założeniach w istocie dość prosta. Ma on zapobiec traceniu przez swoją drużynę goli, zasłaniając bramkę. Rumuński golkiper Daniel Badislav najwyraźniej tę część o ''zasłanianiu'' wziął sobie bardzo do serca. A do serca, jak wiemy, przez żołądek.



Z podobnego założenia jak widać wyszedł Pan Seamus O'Donnell.



Chyba jednak ani Pan O’Donnell ani ogromny Daniel Badislav nie mogą się równać z legendą angielskiej piłki w postaci Williama „Fatty” Foulke’a. Jego sylwetka zasługuje na obszerniejszy opis, gdyż chyba nikogo większego świat futbolu na boisku nie widział. Mimo iż żył zaledwie 42 lata, wpisał się do kanonu światowej, a przede wszystkim brytyjskiej piłki. Niezbyt często zdarza się, aby ważący blisko 150 kg facet stał między słupkami jakiejkolwiek piłkarskiej drużyny na świecie.


Do słynnego Sheffield United za kwotę... 20 funtów, a jego zarobki oscylowały w granicach 3 funtów tygodniowo. W ówczesnym czasie, przeciętny Anglik zarabiał około 1 funta na tydzień. W sezonie 1896/97 Sheffield zdobyło wicemistrzostwo Anglii, a Foulke wraz ze swoimi kolegami, ustanowili rekord ligi, jeżeli chodzi o najlepszą defensywę. Dzięki tak wspaniałej postawie, zapracował sobie na powołanie do reprezentacji Anglii na mecz z Walią. Było to pierwsze, a zarazem ostatnie spotkanie Foulke'a w narodowych barwach (Anglia wygrała to spotkanie 4:0). „Fatty” - bo taki nosił pseudonim nasz grubasek, nie cieszył się w krajowym związku taką popularnością, jak pierwszy bramkarz reprezentacji Anglii – John Robinson, stąd też nie powoływano go do kadry swojego kraju.

W kolejnym sezonie, Sheffield sięgnęło już po tytuł mistrza Anglii. Dziennikarze zaczęli pisać o „Fattym” jako o „największym bramkarzu na świecie”. Nie było trudno nazwać tak człowieka, który w meczu przeciwko Liverpoolowi w listopadzie 1898 r., chwycił za nogi piłkarza „The Reeds” - George'a Allana i podniósł do góry, w taki sposób, że głowa zawodnika Liverpoolu znajdowała się zaraz nad murawą. Foulke dysponował ogromną siłą. Był bramkarzem, który wykopywał piłkę na drugą połowę boiska, a było to zjawisko niespotykane w ówczesnym futbolu.W 1901 r. „Fatty” nabawił się kontuzji, a jego miejsce w bramce zajął William Bigger. Mimo nazwiska – nie był większy. Kiedy Bigger przeszedł do West Ham United. Foulke znowu stał się pierwszym bramkarzem Sheffied United, a jego zarobki wzrosły do 4 funtów tygodniowo.  W kolejnym roku, Sheffield podejmowało w finale FA Cup – Southampton. Podczas tego spotkania, sędzia Tom Kirkham niesłusznie uznał gola dla "Świętych". Zaraz po meczu, wybuchło olbrzymie zamieszanie. „Fatty” Foulke rozgoryczony takim obrotem spraw, wpadł do pokoju arbitrów, będąc cały... nagi. Sędzia schował się w szafie, w którą zdenerwowany bramkarz Sheffield silnie uderzał. Zadecydowano, że mecz rozegrany zostanie ponownie. W powtórce „Fatty” był bohaterem, bronił kapitalnie i Sheffield wygrało 2:1.

W Sheffield rozegrał ponad 350 meczów. W 1905 r. zapragnęła go mieć w swoich szeregach sama Chelsea Londyn. Dopięła swego! Zapłaciła za „Fatty'ego”... 50 funtów. Foulke z miejsca stał się pupilem kibiców „The Blues” będąc nawet przez chwilę kapitanem tej drużyny. Ciągle przybierał na wadze. Jedną z krążących anegdot jest ta, w której „Fatty” przybył na posiłek drużyny Chelsea Londyn trochę wcześniej od swoich kolegów. Po przybyciu na miejsce pozostałych członków klubu, okazało się, że nie ma nic do jedzenia. Wszystko zjadł Foulke...




W barwach „The Blues” zagrał zaledwie 35 spotkań, po czym przeniósł się ponownie za 50 funtów do Bradford City. Tam zakończył swoją karierę piłkarską. Miało to miejsce w 1907 r., a jednym z głównych powodów było to, że coraz grubszy „Fatty”, był coraz mniej sprawny. Mówi się, że przy wzroście 190 cm, ważył od 150-160 kg! Był jedną z najbarwniejszych postaci angielskiej piłki. Wśród jego dokonań można znaleźć m.in.: złamanie poprzeczki podczas jednego z meczów w Bradford, siadanie na rywalach, czy podtapianie ich w kałuży. Zmarł 1 maja 1916 r. Jako przyczynę śmierci bramkarza, podaje się „marskość” wątroby. Czyli swój człowiek.




 









Skoro jesteśmy przy bramkarzach nie sposób nie wspomnieć o Jeroenie Verhoevenie znanym lepiej jako Mr Pizza. Zrobiło się o nim głośno gdy zadebiutował w drużynie Ajaxu Amsterdam w ligowym spotkaniu z Excelsior. Podczas tego spotkania zmienił kontuzjowanego Stekelenburga i dzięki jego świetnym interwencjom w ostatnich minutach udało się uratować remis 2:2. Kibice od tamtego czasu go wręcz kochają. Zawsze gdy udaje się mu zainterweniować lub w ogóle ma kontakt z piłką trybuny skandują: Pizza Pizza. W 2012 roku odszedł z Ajaxu do FC Utrecht gdzie gra do dziś.


Neville Southall to kolejny bramkarz w tym zestawieniu. Legenda walijskiej piłki i Evertonu. Uznany przez World Soccer Magazine za jednego ze 100 najlepszych bramkarzy w historii. Myślę, że to nie jedyny ranking, do którego by się załapał.



Adriano Leite Ribeiro to swojego czasu jeden z moich ulubionych piłkarzy. Zabójcze uderzenie w lewej nodze zamienił na zabójczy strzał w lewą zatokę. Razem ze swoim przyjacielem Adrianem Mutu z radością odwiedzał Brazylijskie fawele w poszukiwaniu towaru najlepszego sortu i jak można sądzić po jego sylwetce cenił sobie te wyprawy dużo bardziej niż regularne treningi. Czy można go za to winić? Niech każdy odpowie sobie sam.



Jakby po samym wyrazie twarzy zgadywać jakiego klubu wychowankiem jest Pan Neil Ruddock, niewiele osób znających realia brytyjskiego świata kibiców by się pomyliła. Tak jest! Chodzi o Milwall. Jego pseudonim „Razor” także wiele mówi o tym zawodniku. Oprócz zakapiorskiego wyglądu „Brzytwa” posiadał również słuszne gabaryty. Biegał po angielskich boiskach w takich klubach jak wspomniany Milwall, Tottenham, Liverpool, Southampton, QPR, Crystal Palace i Swindon Town, w którym zakończył karierę.


Kolejny piłkarz może i nie jest grubasem ale swoją sylwetką ewidentnie się wyróżnia. Na Twitterze niemałą furorę zrobiło zdjęcie ze sparingu Chelsea Londyn z drużyną AFC Wimbledon. Był na nim piłkarz, który – w zgodzie z obowiązującymi na świecie standardami – piłkarza za grosz nie przypominał. Wyglądał raczej jak zawodnik MMA, który zaraz ma wskoczyć do oktagonu, by zmierzyć się z Butterbeanem czy innym Robertem Burneiką. Masa musi się zgadzać. Adebayo Akinfenwa bo tak nazywa się „Bestia” jak mówią na niego kibice Wimbledonu sam podkreśla, że jego biceps jest wielkości uda Johna Terrego. Adebayo jest najprawdopodobniej najsilniejszym piłkarzem świata, chociaż sam ma dystans do swojej ogromnej postury: „Jestem naturalnym, wielkim chłopakiem, ale przede wszystkim jestem piłkarzem. Nigdy nie podnosiłem ciężarów, zmieniło się to dopiero odkąd zacząłem grać dla Swansea (…) Na śniadanie piję przeważnie zieloną herbatę, no i może przegryzę croissanta”. Angielscy dziennikarze dodają z humorem: „Croissanta, mówisz? A nie jest on przypadkiem owinięty krową lub naszpikowany plutonem?”. A tak całkiem serio, to Akinfenwa jest szalenie sympatycznym gościem, doskonale wpisuje się w określenie „gentle giant”. Zawsze radosny, dodatkowo walczy ze stereotypami. W końcu piłka nożna to sport bez podziału na kategorie wagowe.


Na koniec Luis Nazario De Lima znany jako Ronaldo. Zawsze fit, zawsze w formie, aż już zarobił tyle, że można było zacząć tyć… i dobrze. Kto bogatemu zabroni? Mimo słusznej już nadwagi brazylijskie kluby długo zabiegały o jego względy, a pobiegać, postrzelać i posłuchać uwielbienia kibiców zawsze miło. Ciekawe czy dzisiejszy Ronaldo także nabierze brzuszka po odwieszeniu butów na kołek.



…miał być już koniec ale nie mogłem się powstrzymać. To, że Maradona tył w trakcie kariery i jeszcze bardziej po jej zakończeniu wiedzą wszyscy ale to zdjęcie jasno pokazuje, że oprócz tego, że wygląda na tęższego Pana to jeszcze zdaje się być niespełna rozumu.
(Gdybym zapomniał o jakichś ciekawych, skrajnych przypadkach - poproszę o komentarz)