Są
trzy prawdy dotyczące wtorku. Dziś nie jest piątek, jutro nie jest piątek,
nawet pojutrze nie jest piątek. Te trzy suche fakty skutecznie psują mi nastrój
co tydzień. Nie cierpię poniedziałków ale to w końcu poniedziałek. Zawsze jest
zły. Wszelki nawał pracy, niepowodzenia, nieprzyjemne zbiegi okoliczności,
stłuczki drogowe, nieporozumienia z dziewczyną czy czego by jeszcze nie wymienić we wtorek denerwują najbardziej. Ja tak mam, a Wy?
Jest
jednak jedna rzecz dająca wtorkowi ewidentną przewagę nad poniedziałkiem. Mam
tu mianowicie na myśli nagrodę pocieszenia jaka czeka nas na koniec dnia. Ligę
Mistrzów.
Mój
wczorajszy dzień był równie słaby jak spotkanie Cracovii z Jagiellonią, ale nie
spodziewałem się ani lepszego dnia, ani meczu. Pasy wygrały 1:0 i przerwały
serię 5 meczy bez zwycięstwa. Co w związku z powyższym? ...no właściwie nic. Nie
wypiłem nawet jednego piwa. Dzisiaj natomiast mam zamiar się zaopatrzyć w jakiś
ciekawy egzemplarz Pinty bądź Ciechana Grand Prix bo na Stamford Bridge
zapowiada się bardzo dobre spotkanie.
Pierwsza odsłona dwumeczu Galatasaray vs Chelsea w Stambule zakończyła się remisem 1:1
co nie zmieniło faworyta w postaci ekipy The Blues. Rywalizacja jednak jest
daleka od rozstrzygnięcia. Eden Hazard w wypowiedzi po pierwszym meczu
podkreślił, iż Lwy ze Stambułu kolejny raz udowodniły, że nie grają w Champions
League przez przypadek. Trudno się nie zgodzić.
Patrząc
na składy obu drużyn można mieć wątpliwości czy Jose Mourinho ma czego się
obawiać. Nie zapominajmy jednak, że rywalizacja w Premier League jest w tym
sezonie równie ciekawa co i wyczerpująca dla piłkarzy. Ostatnia przegrana z
Aston Villą na pewno nie napawa The Happy One optymizmem. Warto też pamiętać,
iż w ekipie z Londynu zabraknie kontuzjowanego Ashleya Cole’a. Z przyczyn
formalnych nie wystąpią Salah i Matic, a David Luiz i Eto’o są dalecy od
optymalnej formy i nie wiadomo czy wyjdą na murawę w pierwszej 11. Wszystkie
wypowiedzi trenera Chelsea świadczące o tym, iż zespół jest w przebudowie i nie
liczą w tym sezonie na spektakularne triumfy w obliczu dzisiejszego meczu
możemy włożyć między inne mało znaczące zabiegi Jose mające na celu zdjęcie
presji z piłkarzy. Cel jest 1 – awans do kolejnej rundy.
Roberto
Mancini zawsze mnie zadziwiał ogromną wiarą we własny kunszt. Nie twierdzę, że
nie jest to dobry szkoleniowiec ale nie oszukujmy się każdy klub ze ścisłej
europejskiej czołówki jaki miał przyjemność prowadzić wymieniał go na
szkoleniowca o bardziej renomowanej reputacji przy pierwszej możliwej okazji.
Ostatnie jego wypowiedzi dotyczące analogii pomiędzy prowadzonym przez niego
Interem a Juventusem Conte są już po prostu śmieszne. Z Interu Mancini musiał
ustąpić miejsca właśnie Jose Mourinho, z którym dziś się zmierzy. Trudno w tej
sytuacji powiedzieć, że został zwolniony gdyż jeszcze przez kilka miesięcy
pobierał wynagrodzenie. Nie chcąc stracić płacowych przywilejów odrzucał
wszelkie możliwe oferty pracy. Ambicje Roberto Manciniego zawsze z resztą
oscylowały wokół pieniędzy co świetnie widać po klubach jakie w ostatnich
latach prowadził: Zenit. Man City, Galatasaray. Czyżby kolejne było Monaco?
Stawiam stówę, że tak właśnie będzie.
Dziś
Mancini ma wiele do udowodnienia. Nie tylko z resztą on. Sneijder i Drogba
świetnie znają Jose Mourinho i na pewno nie zabraknie im determinacji do
pokazania dobrego futbolu. Trzeba jednak przyznać, że ich zwycięski wyjazd z
Londynu stanowiłby nie lada sensację.
Drugi
z dzisiejszych meczy Ligi Mistrzów z czystej przyzwoitości sobie odpuszczę. Pogrom
jaki Real Madryt sprawił drużynie z Gelsenkirchen w pierwszym etapie walki o
ćwierćfinał sprawił, że aż zrobiło mi się żal Niemców o co u mnie wyjątkowo trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz